niedziela, 4 czerwca 2017

Taaaka ryba po raz trzeci ...

Kolejne zawody wędkarskie ... zawody rodzinne dlatego raz w roku mogę łowić.
Wątpię czy za rok dam się namówić (pożyjemy zobaczymy).
Łowienie ryb mnie nie kręci chociaż szybko załapałam jak się złapaną na haczyk z wody wyciąga.

Zbiórka o 7:00, gwizdek rozpoczynający zawody o 9:00. 
Kilka zdjęć zrobionych, stanowisko wylosowane, pozostały czas wykorzystany na drzemkę (na ławce, w słoneczku) :)


W sumie to osiem ryb złapałam (7 płotek i 1 leszcz).
Mogło być więcej ale ....... ale tradycyjnie ,,skasowałam,, wędkę (doprowadziłam do poplątania żyłek). Trochę jeszcze z batem posiedziałam a potem go oddałam (pod koniec zawodów w ostatniej minucie jeszcze jedną rybę złapałam).
Staw ten sam - Szustrok, drzewa te same, ścieżki i ławki te same. Woda, zieleń, rośliny, ptaki, owady wszelakie (mała inwazja ważek przy naszym stanowisku), spokój, miła atmosfera ... itd. itp.
Jedyne co denerwowało to zapaskudzony staw rośliną, która w łowieniu przeszkadzała.



Lilie wodne dopiero w pąkach. Jeszcze rok temu nie były tak zarośnięte. Znalazłam nowe miejsce z liliami ... młodziutkie jeszcze.



Po czterech godzinach gapienia się w spławik (i smażenia się na słonku) zawody zakończyły się zważeniem złowionych ryb (oczywiście bohaterki dnia do wody wróciły), podliczeniem wyników i rozdaniem nagród  (były jeszcze kiełbaski z grilla i wspólne zdjęcie).



Tutaj relacje z poprzednich zawodów - 2016 i 2015.

.....................................................................................................................................................

Bądź tym, który ośmiela i dodaje odwagi.
Na świecie jest już wystarczająco dużo krytyków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszę się, że czasami mnie odwiedzasz ...
Dziękuję :)